Na początek: proszę wierzyć wyszukiwarce forumowej, bo większość naszych tu wspominek, temacików i pomysłów jest już kilka razy wałkowana, jest więc w forumoarchiwum.
Podobnie jest z wyszukiwarką w Necie – tamże do wglądu i sposoby na zalęganie w ogrodzie trzmieli ziemnych, też i wzory domków-schronień dla jeży. Zachwalam wyszukiwarkować.
Mieszczuch {theringabuliniańczykowiec}?
Ha! Niżej podpisany takowyż, ale poczuł bakcyla, gdy wrósł w ogród. Małż zapewne też wrośnie. Gdy mu kilka bąbli i odcisków w dłoń wrośnie, to z trawnikowych manii wyrośnie.
Trawokosząc, kosimy czasem to, co pełza i smyrga, co żyć chce, a mu nie dają. Trawa – zdaniem niżej podpisanego – dobra, ale niekoszona [łąka kwieeetnaaa, aaaach…]. Inaczej – skaża, czyni niewolnika z kosiby, zajmuje miejsce ciekawszym roślinom. Acz w czas dziecięcy pono potrzebna, do brykania, do piłki toczenia/ do zasysania tego czy innego kleszcza [psem]…
Błocko?
Nie musi być właśnie w naszym ogródku. Są różne okolice pozachodnikowe. Publiczne, wspólnotowe, powszechne. Marnują się wręcz.
Jeż w beczce
Co one mają z tą wodą?! U nas też się tak skończyło. Ale wiem odtąd, że oczko wodne i każdy stawek ogrodowy bez wstawionej w nie ukośnej wstawki – kamiennej/ deseczki/ platforemki etc. – to śmiercionośna pułapka dla wszelakiej gadziny i pszczoły. Wysoka ich, bajorek, krawędź – powodem do demontażu. Potwierdza się jednak, że lato w ogródku bez pojnika to minus jeden w ogrodach. Bezsens i śmierć. Z odwodnienia.
Mały ogród? Za mały?
A kto mówi, ze przestrzeń wspólna to powód do tego, by się – jako np. niezielona – marnowała? Zachwalam rozwiązania typu green guerilla. Wiele miastogmin wręcz bazuje na naszych takich inwazjach, byle nie dewastujących otoczenia. Są oszczędnością dla miastogminnych funduszy.
Doniczki zdołowane?
Mają imitować naturalne dziury w ziemi, z komorą poniżej. Jeśli grunt łatwo się nagrzewający – zagłębiałbym głębiej głąb głębin doniczki. Jeśli mokrawy i błotko – płycej, z nadsypką kopczykującą – teren dyktatorem, sterem, okrętem.
W zacienianiu maliniaka żaden ze mnie znawca, wcinam – gulp! – i wycinam maliny na bieżąco – acz jesienne odmiany mamci ja dopiero co – cudnie, mimo przymrozków już kilku, owocują. Podsypane trocinami, trzymane w ryzach pionowo wkopanymi wokół nich obrzeżami, przypłotowo [maliny ekspandują – ostrzerzenie i przestroga]. Niedawałbym tam siedzib trzmielom.
Trzmiele znajdą swą siedzibę tam, gdzie nie będzie się ich niepokoić. Maliniaki nawiedzamy licznie 😉
… może następną wydłubiemy samodzielnie, mając dobry wzór …
Wzorem – potrzeby ptaka/ jeża/ trzmiela. I sterta starych, grubych, desek, jakie żal w ogień ciepnąć…
Tak ja zaczynałem, gdy sąsiad rozbierał [pomagałem] stare szopki. Deski wziąłem, rżnąłem, sformowałem w te 20 budek. Lat kilka to trwało, ale są do dziś.
Wzór wzoru?
Np. kowalik lubi wchodzić w budkę małą, ale trójkątną kształtem, ciasnawą, wnijście ma w zwieńczeniu, jak w dziupelce między ciasnymi gałęziami. Inne budki – wielkości pudła na półbuty, ale wejście z mniejszego boku, pół ścianki odsłonięte, w środku ścianka taka sama, ale z mijanką. Przewiew, ale i brak widoczności gniazda. Niektóre półdziuplaki to uwielbiają. Inne gniazda a la deska to zwykła półka z rantem, balkon. Otwarta, ale stylowo prostacka, minimalistyczna. Widok wokół i przewiew. Najlepiej montować ją pod okapami. W tych gustują nie tylko jaskółki.
Temat – Wisła…
Jerzyki i komary?
I jerzyk nie poradzi na komara przyziemnego. Bo ten ostatni lubi byle krzew, w jakim przed skwarem dnia się chroni, wyłażąc dopiero w suchy wieczór. A meszka wręcz przeciwnie, ranny to ptaszek, wilgoć w skrzydełkach mu niestraszna 🙂
Sposobem na komara byłaby więc zwykła wytwornica pary, ale kto by wierzył w pomysły Dara z Szóstką i Jedynką… Onże sieje w czas meszkowy w kapeluszu z welonem [wędkarski z siatką na gębie], wdziewając [w] rękawice w rękawy, a w cholewę nogawki. W czas komarowy piele, przed komarem ucieka w robotę – 2. egzemplarz hamaka, ten z moskitierą, czeka nadalo na testy.
Komarom – jako słusznie tu wielokroć rzecze {Horpyna} – służy byle opona, z wodą tam nakapaną. Tedy precz, opono/ won, kałużo [w starym wiadrze] – w dolotowej odległości skrzydła komara.
Czy precz oczko wodne ogrodowe? Beczko z wodą? Ależ nie. Te drugie nie powinny nie mieć pokryw [rurką dolotu i wylotu/ przelewu lewarem rurkowym – sprawdzone].
Małżu, rusz międzymałżowiną, główkuj, konstruuj, miast kosić…
Bezpokrywowe parabeczki nie powinny stać nieopróżniane dłużej niż 2 tygodnie. Larwom komarzym nie służy wylanie ich zawartości i napełnienie [deszczem] na powrót. Dziecięca, zapomniana konewko, schnij co 2 tygodnie!!!
Co z oczkiem/ poidłem [niepłytkim]?
W takiej byle rybka, sztuk jeden, poradzi stadu komarzych larw. Byle kijanka, byle larwa pływaka żółtobrzeżka. Dwie – to już komarów mór, potwór, zmora.
Summa:
– komar obcy, dolotowy, nie lubi nasłonecznionych altan, słońcem sytych winorośli [często gęsto zwanych winogronem];
– sadźmy więc z rozmysłem krzewowiska, słońca wystawę wykorzystujmy – okadzanie grilem vel opiekaczem będzie wtedy zbędne;
– lubmy karaski, zasiedlajmy;
– domowe okna, te otwieralne częściej, maskitierujmy – tj. maskujmy moskitierą;
– sliatkujmy latem beczki bez pokryw moskitierą [jajko komarzyhca mzłozy nawet przez tę siatkę, ale błędem jest pozwolić wylęgniętym komarom odlecieć spod siatki!];
– siatki wiatr zwiewa? kropla mocnego owadomoru w bekę, lub i dwie; też i w bezrybie oczko – ptaki przeżywają pojenie, komarze larwy wypływają brzuchem do góry [sprawdzone od lat];
– nie lubim wojny chemicznej? zatapiajmy w bajorkach wiązkę starej żytniej słomy [w siateczce], niech gnije, odtlenia wodę – larwom gorze!
– altany ogrodowe separujmy od północnej strony deską, nie krze[we]m;
– polubmy gekony/ gekkony [nie sprawdzone, ale …].
***
{Theringabulina}:
… waruneczki gałęziowo-liściowe […] nie nadążamy utylizować …
Młynek-rębaczek ogrodowy [ + kompostownik], dobra rzecz [sprawdzone!]
tą razą nie chwytał myszki za ogon, choć pierwospy,
na co otrzymał list kaperski od wyżej wymienionej
Dar61
No Comments
Comments are closed.